Józef Brzóska urodził się 20 marca 1918 r. we wsi Świdwiborek koło Myszyńca. Jego rodzicami byli Michał i Anna z d. Gwiazda. Miał brata Stanisława i trzy siostry: Annę, Marię i Weronikę.
Do szkoły podstawowej uczęszczał w Myszyńcu. Ukończył ją w roku 1932. W latach 1932-37 był uczniem Gimnazjum Męskiego im. św. Kazimierza w Sejnach. W 1937 roku rozpoczął studia na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Warszawskiego. Wybuch wojny zastał go w Gdyni, gdzie spędzał wakacje u siostry.
2 września 1939 r. zgłosił się ochotniczo do Wojskowej Komendy Miasta w Gdyni i do kapitulacji pełnił służbę w Wojskowym Szpitalu Marynarki Wojennej w Gdyni w stopniu szeregowca z cenzusem pełniącego funkcję podoficera sanitarnego.
25 października został wraz z siostrą wysiedlony z Gdyni do Generalnego Gubernatorstwa. Zamieszkał u rodziny w Wykrocie i przebywał tam do końca 1941 r.
Od stycznia 1942 r. do 11 kwietnia 1944 r. zatrudniony był jako pracownik biurowy w Urzędzie Gminy w Myszyńcu.
W konspiracji od stycznia 1943 r. Zaprzysiężony przez por. Stanisława Stefanowicza ps. „Nemo”. Przyjął pseudonim „Gospodarz” . Zorganizował sekcję sanitarną i pełnił funkcję zaopatrzeniowca.
Kpt Kazimierz Stefanowicz „As”, komendant IV Rejonu AK Myszyniec, bardzo cenił Józefa Brzóskę. Tak o nim wspominał:
„W czasie okupacji pracował w gminie jako tłumacz, a swoją pracowitością i dokładnością zdobył zaufanie u samego amtskomisarza Adolfa Joenicke. Było to dla nas bardzo na rękę. I kiedy już wszyscy młodzi ludzie z Myszyńca uciekli z obawy przed aresztowaniami, Brzóska pozostał w gminie, choć ostrzegałem go przed tym ryzykiem. Kontakt utrzymywaliśmy stale. Od niego dostawałem tzw. bezugscheiny, na postawie których można było kupić rozmaite reglamentowane towary, a zwłaszcza buty, których nam brakowało.
Pewnego razu zajechała przed urząd gminy w Myszyńcu buda gestapowska. Dwaj oprawcy od razu skierowali sie do pokoju, gdzie urzędował Brzóska.
– Chcieliśmy z panem porozmawiać. Proszę się nie denerwować, nie jesteśmy tacy źli, jak o nas mówią – cedził przez zęby, uśmiechając się jeden z gestapowców. – Konkretnie pytam, co pan wie na temat organizacji wojskowej, jaka istnieje na tym terenie?
– Ja nic, mnie te sprawy nie interesują – odpowiedział.
– Tak pan twierdzi? To proszę z nami. Pojedziemy do Ostrołęki, to może przypomni pan sobie niektóre rzeczy.
Józka oblał zimny pot, serce zaczęło mu bić jak młotem, a setki myśli cisnęło się naraz do głowy. Czyżby ktoś sypnął? Dlaczego oni ze mną rozmawiają tak delikatnie? Co się za tym kryje? Siedząc jak na rozżarzonych węglach, w niecodziennym towarzystwie, jechał, rozmyślając, co za szatański plan zrodził się w głowach gestapowców.
Po przybyciu do Ostrołęki bardzo grzecznie poproszono go do pokoju, gdzie na ścianie wisiał pokaźnych rozmiarów portret Hitlera, a na środku stał okrągły stół.
– Hans! Podaj kawę. Panie Brzóska, czy pan wie, że wszyscy pana koledzy uciekli i należą do band skierowanych przeciwko Niemcom? Musi pan sobie zdawać sprawę, że skoro zna pan bardzo dobrze język niemiecki i pracuje w urzędzie gminy, koledzy mogą posądzić pana o współpracę z nami i po prostu zlikwidować. Jest jedyne wyjście – współpraca z nami, my zaś gwarantujemy bezpieczeństwo.
Siódme poty oblały go, a więc o to chodzi, chcą ze mnie zrobić szpicla.
– Jak pan widzi, rozmawiamy delikatnie, ale też możemy porozmawiać inaczej.
Zrozumiał Józek, że jedyne wyjście wydostania się z rąk oprawców to wyrażenie zgody na ich propozycję.
– Czy wie pan, gdzie przebywają w tej chwili przywódcy bandy, która grasuje w okolicach Myszyńca?
– Nie – odrzekł.
– To dla pana pierwsze zadanie. Przyjeżdżać do nas pan nie potrzebuje, wystarczy kartka adresowana do nas. Pana kryptonim będzie „Jupp”. A teraz nich pan wraca do pracy i nic nie mówi o tym, co zaszło.
Z niedowierzaniem, że tylko na tym się zakończyło, wstał z krzesła i skierował się do wyjścia. Będąc za bramą, prawie biegiem szedł w kierunku przystanku wąskotorówki. Kupił bilet do Myszyńca, ale wysiadł w Wachu. Nie wrócił do pracy, a znając w przybliżeniu miejsce naszego postoju, został przez łączników doprowadzony do obozu. Tu opowiedział dokładnie o wypadku, który wyżej podałem.
Ale na tym nie koniec. Taki plan działania ułożył zastępca komendanta gestapo w Ostrołęce – Lucan. Tymczasem powrócił komendant Henze , który zbeształ podwładnych za takie rozwiązanie sprawy i powiedział krótko: „Trzeba dać mu dobrze po kościach, to powiedziałby wszystko”. I wydał rozkaz ponownego aresztowania Brzóski i to natychmiast. Zanim ciuchcia dotarła do Myszyńca, stacja była już otoczona ze wszystkich stron przez gestapowców przybyłych szybko samochodem z Ostrołęki.
Tym razem gestapowcy i żandarmi wrócili rozczarowani. Jeszcze jeden Polak wymknął się z ich bandyckich rąk”[1].
Tyle Stefanowicz w swoich wspomnieniach. Piękna i przemawiająca do wyobraźni historia. Jednak Józef Brzóska w życiorysie, jaki zachował się w dokumentacji Włocławskiego Towarzystwa Naukowego, wspominał, że przetrzymywano go w ostrołęckim gestapo, przesłuchiwano i torturowano, a zwolniono dopiero po prawie dwóch tygodniach.
Od maja 1944 r. Józef Brzóska służył na terenie Puszczy Kurpiowskiej w oddziale partyzanckim pod dowództwem „Asa”.
„W połowie listopada 1944 roku z powodu choroby , niemożności leczenia i zagrożenia aresztowaniem przez gestapo otrzymałem od organizacji AK dowód osobisty na nazwisko Waldemar Brzeski i z miejscem zamieszkania na terenie zajętym już przez Armię Radziecką i przez łączników przekazany [zostałem] rodzinie w Gdyni”[2] – wspominał.
W styczniu 1945 r. pracował przy wyrębie lasu w leśnictwie Rumia-Zagórze k. Gdyni. Aresztowany 31 stycznia 1945 r. przez żandarmerię niemiecką za pomoc udzieloną ewakuowanym ze Stutthofu na teren obecnego województwa słupskiego więźniom obozu, uwięziony został w Lęborku. W wyniku obrażeń, jakich doznał w czasie przesłuchań, stracił słuch.
Mieszkał w Gdyni w czasie oblężenia miasta, a po zakończeniu działań wojennych na tym terenie od kwietnia do czerwca pracował w biurze ewidencji ludności w Urzędzie Miejskim w Gdyni.
1 października 1945 r. wrócił na przerwane przez wojnę studia medyczne na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Warszawskiego.
W 1946 r. ożenił się z Haliną z d. Bałdyga, z którą miał trzech synów.
W lipcu 1949 r. otrzymał dyplom lekarski. Staże podyplomowe odbywał w Warszawie i Olsztynie, a następnie w latach 1951-1953 służbę wojskową jako lekarz pułkowy 3 Warszawskiego Pułku Pontonowego we Włocławku. Zdemobilizowany 23 marca 1953 r. Wrócił do rezerwy w stopniu kapitana.
Pozostał we Włocławku. Pracował jako lekarz ginekolog. Przez pewien czas był dyrektorem szpitala. W wieku 61 lat uzyskał tytuł doktora nauk medycznych w Akademii Medycznej w Łodzi. W 1983 r. przeszedł na emeryturę, ale nadal kierował praktykami studentów Akademii Medycznej z Łodzi, a jako konsultant wojewódzki pracował do 1988 r.
Zmarł 21 maja 2006 r. we Włocławku po długiej i ciężkiej chorobie. Spoczywa na miejscowym cmentarzu komunalnym.
Przypisy:
1. Wspomnienia kpt. Kazimierza Stefanowicza [kserokopia maszynopisu], s. 53-54.
2. Życiorys Józefa Brzóski [ze zbiorów Włocławskiego Towarzystwa Naukowego, którego był wieloletnim członkiem]
Korzystałam z tych dwóch wymienionych wyżej źródeł. Zdjęcie dra Brzóski udostępnił p. Stanisław Kunikowski z WTN.